Małopolska

Ćwilin i Śnieżnica – bliźniacze „wyspy”

Druga „Wyspa” Beskidu pod względem wysokości – Ćwilin. Najniższa z „tysięczników” w tym paśmie – Śnieżnica. Wzniesienia, na które warto wyjść, bo zwłaszcza na tym pierwszym przez moment możemy poczuć się jak w zaczarowanym świecie. To prawdopodobnie na Ćwilinie swoje początki wzięła nazwa Beskidu Wyspowego. Jej twórca, Kazimierz Sosnowski, znany polonista, krajoznawca, przewodnik, miał usiąść w rejonach szczytu i dostrzec wierzchołki gór, które we mgle zdawały się być jak wysepki na morzu.


Jurków w powiecie limanowskim (nie mylić z tym w brzeskim) stanowi dobrą bazę, z której można udać się na dwie najwyższe góry Beskidu Wyspowego – Mogielicę oraz Ćwilin. Tę niewielką miejscowość przecina szlak niebieski. Samochód warto zostawić na parkingu przy tamtejszym kościele. Nieco trudniej w te rejony dojechać busem, ale jest taka możliwość. Z Tymbarku lub Mszany Dolnej są połączenia.

Mapka trasy – przejdź

Niebieska ścieżka z Jurkowa

Swoją wędrówkę na Ćwilin (1072 metry n.p.m.) rozpocząłem właśnie w Jurkowie. Niebieskim szlakiem udałem się w kierunku zachodnim. Właściwie od samego początku mierzymy się ze wzniesieniem, chociaż z tej strony podejście jest umiarkowanie strome, bo rozłożone na dłuższy dystans. Obracam głowę i już po kilkunastu metrach wędrówki, jeszcze przed wejściem w las, rozpościerają się piękne widoki na Mogielicę i Łopień.

fot. Łopień (951 m n.p.m.) widoczny ze szlaku niebieskiego, wyjście z Jurkowa
fot. Mogielica (1170 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego, widziana ze szlaku niebieskiego na Ćwilin

Z Jurkowa na Ćwilin podchodzi się nieco dłużej. Jest to około 5 kilometrów, ale umiarkowanie trudnego szlaku. Pochylenie ścieżki od strony wschodniej nie jest bowiem duże. Oczywiście w głównej mierze poruszamy się lasem. Nie bagatelizuję szlaku. Momentami na pewno się zagrzejemy.

Ostatnie metry podejścia na Ćwilin są nieco bardziej strome. Spotkałem tam jeszcze trochę śniegu. Teoretycznie, nie powinno to dziwić końcem lutego, ale od wielu dni mieliśmy już dość wysokie temperatury. Mimo to na wysokości 1000 metrów jeszcze trochę ostało się oznak przemijającej zimy. Raczki tym razem nie były jednak potrzebne 😉

fot. Jedna z polan przed szczytem
fot. Tuż przed głównym wzniesieniem Ćwilina, jakoś tak zrobiło się magicznie 😉

Ćwilin, czyli owcza historia

Docieram na wierzchołek Ćwilina – 1072 metry n.p.m. To drugie najwyższe wzniesienie w Beskidzie Wyspowym po Mogielicy. W przeciwieństwie do „Królowej Wysp” tutaj nie trzeba było budować wieży widokowej, by podziwiać piękne krajobrazy. Wzniesienie jest bowiem wielką polaną, z której rozpościerają się przepiękne krajobrazy w kierunku południowym i zachodnim. Nazwana Polaną Michurową.

Fot. Uff, szczyt Ćwilin

Kilka razy wspominałem w swoich tekstach z Beskidu Wyspowego – choćby pisząc od zboczach Jasienia, gdzie jest to aż nazbyt widoczne – o charakterystycznych polanach, często dość rozległych. Są to pozostałości po życiu pasterskim i wypasaniu tam owiec przez mieszkańców wsi, znajdujących się u podnóży gór Beskidu Wyspowego. W przypadku Ćwilina byli to głównie gospodarze z Dobrej, Jurkowa, Gruszowca czy Wilczyc.

fot. Fragment rozległej polany Michurowej

Bliźniak z niemieckim akcentem

Nazwa Ćwilin może wydawać się nieco dziwaczna. Okazuje się, że jej pochodzenie wiąże się z niemieckim słowem „Zwilling”, czyli „bliźniak”. Nadali ją niemieccy osadnicy w czternastym wieku, a odnosiła się do bliźniaczej góry po drugiej stronie Gruszowca, a więc Śnieżnicy, o której więcej w dalszej części tekstu.

Polana Michurowa na szczycie jest jedną z największych w Beskidzie Wyspowym, chociaż i tak w znacznej mierze porosła drzewami. Jak wspomniałem, możemy z niej podziwiać piękne widoki na Mogielicę, Pasmo Gorców, tereny Mszany, Rabki. W odległej perspektywie, przy dobrej widoczności dostrzeżemy pasmo Tatr. Bardziej na zachód natomiast dostrzeżemy Luboń Wielki, a także w perspektywie za nim Babią Górę, która tego dnia prezentowała się pod piękną, śnieżną pierzynką.

fot. Luboń Wielki. A to, co wydaje się chmurą nad nim, jest w praktyce Babią Górą, przepięknie zaśnieżoną
fot. Panorama w kierunku południowym. Przy lepszej widoczności dostrzeglibyśmy Tatry. Doskonale jednak widać Pasmo Gorców

Na samym szczycie przy tablicy znajduje się mała ławeczka, natomiast nieco niżej na Polanie Michurowej w roku 2000 wybudowano kapliczkę z ołtarzem z okazji obchodów Roku Millenijnego. Są też ławeczki oraz miejsce na ognisko.

Katastrofa

Skoro jesteśmy na Ćwilinie, warto wspomnieć o wydarzeniu z 19 marca 1954 roku, kiedy o zbocza tej góry rozbił się samolot z pasażerami Li-2 Linii Lotniczych LOT, lecąc z Warszawy do Krakowa, na wysokości Dąbrowy Tarnowskiej złapał usterkę prądnicy. W tamtych czasach samoloty latały właśnie takim kursem, gdyż w Dąbrowej znajdowała się radio-latarnia, na którą kierowały się samoloty.

Lisunow zboczył mocno z kursu i w gęstej mgle uderzył o zbocze Ćwilina od strony wschodniej. Miejscowa ludność rannych przetransportowała do ambulansów na dole, na dzisiejszej drodze krajowej nr 28. Na pokładzie znajdowały się 23 osoby, lecz zginęła jedna, dzięki manewrowi pilota, który w ostatnim momencie poderwał mocno maszynę do góry, a ta zamiast uderzyć centralnie w górę, osiadła równolegle do stoku. Przez pewien czas szczątki samolotu znajdowały się przy bazylice w Limanowej.

fot. Jest taka ławka na Ćwilinie… cała dla mnie

W kierunku Przełęczy

Schodząc, obrałem także szlak niebieski w kierunku Przełęczy Gruszowiec. Tutaj droga już znacznie krótsza, a zejście do Gruszowca to niecała godzina marszu. Krótsza, nie znaczy łatwiejsza. Zdecydowanie stromsza, aniżeli strony Jurkowa. Tak więc jeśli chcielibyście wejść na Ćwilin od Gruszowca, trzeba brać to pod uwagę.

fot. Schodząc z Ćwilina napotkałem trochę powyginanych drzew 😉
fot. Schodząc z Ćwilina moim oczom ukazał się Lubogoszcz (968 m n.p.m.). Coś czuję, że podejście na niego od strony Kasiny Wielkiej będzie nie lada wyzwaniem 😉 Widzicie ten stromy grzbiet z prawej strony?

Dotarłem do Przełęczy Gruszowiec w miejscowości o tej samej nazwie. Przecina ją droga krajowa nr 28, która obecnie jest zamknięta w Kasinie Wielkiej z powodu dużego osuwiska, powstałego na głębokości 12 metrów pod ziemią, o długości blisko stu metrów. Droga się zapadła, a prace dopiero rozpoczęto. Remont drogi ma potrwać przynajmniej do końca roku 2024. Nie oznacza to jednak, że do Gruszowca nie dojedziemy. Od strony Tymbarku jest to możliwe.

Od Cycka na Śnieżnicę

Na przecięciu drogi krajowej i szlaku niebieskiego znajduje się Bar pod Cyckiem (Pod Śnieżnicą). Nie miałem okazji tam niczego posmakować, ale wydaje się po opiniach, że cieszy się dużą renomą. Lokalizacja u podnóży dwóch popularnych wzniesień też na pewno robi swoje. Z tego miejsca ruszam w dalszą drogę, rozpoczynając drugi etap tego dnia – wyjście na Śnieżnicę (1006 metrów n.p.m.)

Przez pierwszy kilometr droga prowadzi zarówno szlakiem niebieskim jak i zielonym. Na rozwidleniu mamy wybór – albo od razu atakować szczyt Śnieżnicy, na który wyprowadzi nas szlak niebieski, albo nieco okrężną drogą udać się szlakiem zielonym. Wybrałem drugą opcję, a za chwilę wyjaśnię z jakich powodów.

fot. Ośrodek rekolekcyjny pod Śnieżnicą

Rewiry Mistrzyni

Przy szlaku zielonym rozpoczyna się leśna Droga Krzyżowa, której stacje są rozlokowane w bezpośredniej okolicy Ośrodka Rekolekcyjno-Rekreacyjnego Śnieżnica. Mijam ładnie wykończony kompleks. Po przejściu 1,5 kilometra od rozejścia szlaków niebieskiego i zielonego, docieram do górnej stacji kolejki krzesełkowej na Śnieżnicy. Jest to kompleks narciarski z dwiema podstawowymi trasami zjazdowymi Kasina SKI, należąca do grupy Pingwina (pięć różnych ośrodków narciarskich). Dolna stacja znajduje się w Kasinie Wielkiej, rodzinnej miejscowości naszej dwukrotnej Mistrzyni Olimpijskiej i dwukrotnej Mistrzyni Świata w biegach narciarskich, Justyny Kowalczyk.

fot. Takie widoczki z górnej stacji Kasina SKI – spoglądamy na Wierzbanowską Górę, a w oddali Lubomir 😉

Spod stacji krzesełkowej na najwyższe wzniesienie masywu Śnieżnicy, mamy kolejny kilometr. Tutaj ponownie znajdują się oznaczenia zarówno dotychczasowego szlaku zielonego, jak również szlaku niebieskiego, który szczyt zawija od drugiej strony. Trzeba przyznać, że po kilkunastu kilometrach w nogach, ten etap może dać nieco w kość. Czemu wybrałem drogę nieco okrężną? Z sentymentu. Lata temu bowiem przyjeżdżało się do Kasiny Wielkiej.

fot. Szczyt Śnieżnica – 1006 metrów n.p.m.

Z samego szczytu Śnieżnicy nie mamy żadnych konkretnych widoków. Zalesiony dookoła, pojawiają się jedynie drobne prześwity. Można natomiast zejść trochę niżej, gdzie znajduje się polana i punkt widokowy w kierunku północnym. Na wzniesieniu znajdziecie oznaczenia do tego miejsca, choć jest ono poza szlakiem głównym.

Dobry kierunek do Dobrej

Kilkadziesiąt metrów dalej przy szlaku zielonym znajduje się niewielka polana, gdzie postanowiłem zrobić sobie dłuższą przerwę. Urokliwe miejsce, ciche i spokojne. Następnie zielonym szlakiem, wzdłuż Rezerwatu Śnieżnica, zmierzałem powoli na dół.

fot. Ćwilin widoczny z grzbietu Śnieżnicy i tutejszego rezerwatu

Żeby nie było do końca smutno, schodząc ze Śnieżnicy w kierunku miejscowości Dobra, po lewej ręce pokazuje się jeszcze trochę pięknych terenów. Widoczny na poniższym zdjęciu krajobraz rzuca nas na północne strony od Śnieżnicy.

fot. Miejscowość na dole – Porąbka
fot. Ponownie widok na Łopień i Mogielicę (z prawej). Tym razem już po zejściu ze Śnieżnicy, nieco bardziej na północ od Jurkowa, wchodząc powoli do Dobrej.

Mapa trasy:

wróć na górę

Z Dobrej wróciłem wzdłuż ulicy do samochodu w Jurkowie. Całość trasy wyniosła blisko 22 kilometry. Polecam serdecznie trasę na obydwie wysepki jednocześnie, chociaż wędrówka tylko na jedną z tych gór będzie również ciekawa i atrakcyjna. Przy dobrej pogodzie walory widokowe z Ćwilina i tamtejszej Polany Michurowej są zniewalające. Żal odchodzić. Śnieżnica natomiast oferuje nieco inne walory. Sama stacja narciarska Kasina SKI może być atrakcją. Na dole kompleksu znajdziecie z pewnością punkty gastronomiczne. A może zimą na narty? Tegoroczny sezon w Kasinie skończył się bardzo wcześnie…

Turystycznie można odwiedzać te rejony o każdej porze roku. Zwykle chcesz później tam wracać. Beskid Wyspowy jest mniej oblegany, choć zauważyłem, że promuje się go coraz mocniej w ostatnim czasie. Ja natomiast już planuję kolejne wyspowe wzniesienia, choć ciągnie mnie również w nieco inne rewiry.

Jeśli podobał Ci się tekst i opis wędrówki, możesz postawić kawę:

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *