Śnieżny Jasień, czyli zimowe wyspy
Przywitał mnie deszczowy poranek. Wiedziałem jednak, że to dzień, w którym trzeba trochę ruszyć w góry. Po niespełna roku wróciłem w Beskid Wyspowy. Ponownie okazał się śnieżny. Celem było jego trzecie wzniesienie pod względem wysokości – Jasień (1062 m n.p.m.).
W kierunku polany
Lubomierz. Niewielka miejscowość, kilkanaście kilometrów za Mszaną Dolną w kierunku południowo–wschodnim. Tutaj postanowiłem wystartować. Szlak czarny prowadzi z Gorców i właśnie przecinając Lubomierz kieruje się w stronę Beskidu Wyspowego. Zaczynam wędrówkę przed mostkiem na Mszance, która w tamtym rejonie co chwilę przecina wojewódzką szosę nr 968.
Nadal deszczowo, ale na pagórkach pod lasem widać coraz więcej białego koloru. Im wyżej podchodziłem, tym coraz intensywniej deszcz zamieniał się w śnieg. Asfaltowy szlak stosunkowo szybko staje się polną, a następnie leśną ścieżką. Już po kilkunastu metrach podejścia, oglądając się za siebie, mogłem dostrzec bardzo sympatyczne widoki.
Po pierwszym kilkunastometrowym odcinku w lesie, doszedłem do miejsca, w którym pojawiły się piękne widoki. Co prawda, zachmurzenie mocne, ale mimo to, było czym nacieszyć oko. W tym miejscu wiedziałem już, że za chwilę wejście w las i chmury – te były wyjątkowo nisko.
Szlak czarny z Lubomierza prowadzi do Polany Folwarcznej na wysokości 877 m n.p.m. To bardzo duży obszar w środku lasu, o sporym pochyleniu. Ze szlakiem zielonym, do którego doszedłem w tamtym miejscu, tworzy swego rodzaju trójkąt. W białej scenerii straciłem tam na moment orientację i właśnie przez polanę uciąłem nieco dystans, szukając oznaczeń szlaku.
Około kilometr wcześniej mijałem podobną polanę. Trzeba przyznać, że te puste przestrzenie w środku lasu prezentują się bardzo ciekawie. Do wspomnianego zejścia się szlaków czarnego i zielonego z Lubomierza idzie się nieco ponad godzinę. Poziom trudności? Początek szlaku nieco stromiej, ale później już jest całkiem łagodnie.
Wydmy i trzy wierzchołki
Szlak zielony prowadzi już bezpośrednio na Jasień. Wytyczony został natomiast z samej Mszany Dolnej, do której z Polany Folwarcznej drogowskazy pokazują 4,5 godziny marszu. Jeśli kiedyś mielibyście ochotę, by wyjść na tę górę z Mszany, jest taka ciekawa opcja.
Mnie pozostała sama końcówka tego szlaku, ale jakże interesująca. Ze wspomnianej polany do szczytu jest dwa kilometry i około 30 minut drogi. Zaczyna tam robić się nieco bardziej stromo, a podczas mojej wycieczki dodatkowo mocniej wieje i robią się delikatne zaspy, które w wielu miejscach kształtują się jak wydmy. Beskid Wyspowy i śnieżne wydmy na trasie. Wygląda to bajecznie.
Szlak zielony kończy się tuż pod Jasieniem. To jego krzyżówka ze szlakiem żółtym. Odbijając w lewo, doszedłem na najwyższy punkt – Jasień (1062 m n.p.m.). Jak wspomniałem na początku, to trzecia „wyspa” tego Beskidu pod względem wysokości po Mogielicy (najwyższym szczycie), a także Ćwilinie.
Można by powiedzieć, że na samym wierzchołku wiele się nie dzieje. Mała polana w środku lasu. Spod samej tabliczki nie ma wielkich widoków, ale… nie oznacza to jednak, że kompletnie znajdujemy się wyłącznie w lesie i nie nacieszymy niczym oka. Przechodząc kilkadziesiąt metrów dalej w kierunku Kutrzycy (mniejszy wierzchołek – 1051 m n.p.m.), zobaczymy już piękne krajobrazy we wschodnim kierunku. Wszystko za sprawą Polany Skalne, która daje nam tam sporą przestrzeń poza drzewami.
Poszedłem dalej w kierunku wspomnianej Kutrzycy. Aura była taka, że raz widziałem piękne krajobrazy wokół, by za chwilę utonąć w mgłach i gwałtownych opadach śniegu. Minąłem Kutrzycę, wiedząc, że akurat tym odcinkiem będę wracał. Chciałem dojść do szczytu Krzysztonów (1012 m n.p.m.).
Zaliczany do jednego z trzech głównych wzniesień całego grzbietu Jasienia. Mimo mocnego zadrzewienia dopadła mnie tam największa wichura i zamieć na całej trasie. Sam wierzchołek schowany w lesie. Trzeba do niego delikatnie odbić i zejść ze szlaku. Jest to jednak doskonale oznaczone. Swoją drogą, Beskid Wyspowy naprawdę może się tym chwalić. Oznaczenia szlaków są znakomite. Z głównego wierzchołka Jasienia do Krzysztonowa jest nieco ponad dwa kilometry. Jak do tamtej chwili nie spotkałem na szlaku nikogo, tak na tym odcinku minąłem grupę około 30 żołnierzy.
To nadal szlak żółty. Mój plan był inny, więc z Krzysztonowa zawróciłem w kierunku Kutrzycy i Jasienia. Gdybym jednak zdecydował się na dalszą wędrówkę tą trasą, po dwóch godzinach doszedłbym do Mogielicy, najwyższego szczytu Beskidu Wyspowego. Jeśli chcecie przeczytać o nim coś więcej, zapraszam do mojej wycieczki sprzed roku. Na Mogielicy znajduje się nieczynna już drewniana wieża widokowa. To dobry moment, by wspomnieć, że już wkrótce ma tam powstać nowa konstrukcja. W końcu jest porozumienie miejscowych władz w tej kwestii.
Żółty szlak pełen pięknych krajobrazów – do Przysłopa
Ponownie byłem na Kutrzycy. Znajdziemy tam kapliczkę, a także mapę Beskidu. W końcu był to czas na posiłek i gorącą czekoladę. Około 30 minut wcześniej minąłem tamto miejsce i były całkiem przyzwoite widoki. Kiedy wróciłem, wzniesienie tonęło w chmurach i sypał mokry śnieg. Przerwa nie była długa. Troszkę zawiewało 🙂
Wracając na Jasień miałem około 11 kilometrów marszu za sobą. Szlakiem żółtym zacząłem schodzić w kierunku Lubomierza-Rzeki oraz Przełęczy Przysłop. To nieco ponad pięć kilometrów ze szczytu, a więc około 1,5 godziny spokojnym tempem. Idąc tamtą trasą pokonuje się dwa kolejne, wyróżnione wierzchołki: Miznówkę (968 m n.p.m.), a także Myszycę (877 m n.p.m.). Pomiędzy nimi znajduje się Przełęcz Przysłopek, bardzo ciekawa dolinka, którą przecina już asfaltowa dróżka.
Zanim dotrzemy do Przełęczy Przysłopek, pierwsze piękne widoki, schodząc w tym rejonie, pojawiają się przed Polaną Okólczyską. To miejsce, gdzie szlak żółty gwałtownie skręca w lewo, a za chwilę w prawo, ponownie w dół. Wychodząc z lasu, naszym oczom ukazują się piękne widoki, m.in. w kierunku stoku narciarskiego w Lubomierzu, ale także w dalszej perspektywie Gorca i wieży widokowej, która znajduje się na jego szczycie (1228 m n.p.m.).
Dotarłem do Lubomierza-Rzeki (Przysłop Lubomierski). Stamtąd, wzdłuż asfaltowej drogi ruszyłem z powrotem do miejsca, gdzie zostawiłem samochód, w centralnej części Lubomierza, o ile można tak dzielić tę wieś 🙂 Lubomierz Centralny, poniosło mnie, ale niech tak będzie. Chociaż… ciągnie się ona na kilka kilometrów.
Łącznie trasa w górach miała około 16 kilometrów. Powrót szosą to cztery kilometry. Zależnie od tempa, taka wędrówka powinna zająć Wam nie więcej niż 5-6 godzin. Muszę przyznać, że schodząc szlakiem żółtym, wielokrotnie przystawałem, bo widoki były naprawdę piękne.
Niby góry niskie, bo tylko kilka szczytów Beskidu Wyspowego przekracza 1000 metrów. Są to jednak piękne rejony, które serdecznie polecam, nie tylko zimą. W Beskidzie Wyspowym można za jednym razem przemierzyć naprawdę ciekawe i długie szlaki. A jeśli czasu mniej? Zawsze znajdziecie jakąś magiczną „wysepkę” dla siebie z krótszym podejściem.