Pogórze Strzyżowskie i Bardo na biało
Niecałe 30 kilometrów na południe od Dębicy. Pierwszy śnieg przykrył tamte tereny śnieżną kołderką. Wybrałem się na szybką wędrówkę po lasach na Pogórzu Strzyżowskim, wychodząc na Pasmo Klonowej Góry, gdzie znajduje się najwyższe wzniesienie Pogórza – Bardo. Chociaż to zaledwie kilka centymetrów śniegu, sprawiał on niesamowicie malownicze wrażenie na tych niewielkich wzniesieniach. Malownicze, oszronione lasy.
Z niewielkiego skrzyżowania, które oznaczę na mapce na dole wpisu, wyruszam na żółty szlak. To granica pomiędzy Jaszczurową i Stępiną oraz jej przysiółkiem Chytrówką. Stępina znana jest chociażby z tunelu schronowego z okresu II Wojny Światowej, w którym Hitler zatrzymał swój pociąg sztabowy i doszło tam do spotkania niemieckiego dyktatora z Benito Mussolinim, w dniach 27-28 sierpnia 1941 roku.
Zdecydowanie warto odwiedzić kiedyś to miejsce, zwłaszcza w sezonie letnim, kiedy część tunelu jest udostępniana do zwiedzania. Góra Bardo, Rezerwat Chełm i tamtejsze pasmo Góry Klonowej wchodzą szerzej w skład Czarnorzecko-Strzyżowskiego Parku Krajobrazowego, który rozciąga się aż do Odrzykonia i Czarnorzeki pod Krosnem. To również rejony Wiśniowej czy Wielopola Skrzyńskiego. W tym drugim urodził się, znany wszystkim, komik Marcin Daniec.
Rezerwat Góry Chełm
Żółty szlak, na który wszedłem, od razu prowadzi mnie do lasu. Rozpoczyna się teren wspomnianego Parku Krajobrazowego i Rezerwatu Góry Chełm. Tym szlakiem idę zaledwie kilkanaście minut. Po niewielkich podejściach dochodzę do łącznika. Odbijam w lewo i przez garb lasu zmierzam w kierunku szlaku niebieskiego.
Łącznikiem doszedłem do szlaku niebieskiego. Po drodze zachwycałem się śnieżną magią i pięknie oszronionymi drzewami. Po dojściu do drogowskazu okazało się, że do szczytu Góry Chełm jest bardzo blisko, bo zaledwie 15 minut drogi. W praktyce byłem tam jeszcze szybciej. Odległości tego Rezerwatu są naprawdę niewielkie. Wystarczy trochę czasu, by nieco pochodzić po tamtejszych lasach i górkach. Wiosną czy latem również może być tutaj pięknie.
Szlak niebieski, do którego doszedłem na tym etapie, oczywiście nie wziął się znikąd. Gdybyście byli ciekawi, jest to trasa, którą wytyczono dokładnie spod Dworca PKP w Dębicy i prowadzi docelowo do Zamku Kamieniec pod Odrzykoniem i Krosnem. Całość ma blisko 60 kilometrów, a rejony Góry Bardo, Rezerwatu Góry Chełm, to w przybliżeniu, połowa całego dystansu. Nie powiem, działa na moją wyobraźnię. Kto wie, może to jakiś konkretny cel na letnią, dwudniową wędrówkę?
Swoją drogą, mała dygresja, Chełm to niezwykle popularna nazwa wielu miejsc, w tym oczywiście wierzchołków. Mamy przecież Chełm pod Myślenicami, jest też ten w Beskidzie Makowskim, w okolicach Zembrzyc, gdzie miałem okazję być tego lata. Jeden znajduje się także w Beskidzie Niskim, niedaleko Grybowa. Chełm to także przecież obszar Krakowa, w dzielnicy Zwierzyniec, z którego tak bardzo lubimy wychodzić na Kopiec Piłsudskiego.
Wróćmy jednak do wycieczki. Doszedłem na wierzchołek Góry Chełm (528 m n.p.m.). Wierzchołek, w tym wypadku, to może niekoniecznie trafna nazwa, bowiem oczywiście wszystko jest tam zalesione. Krajobrazów zatem nie dostrzeżemy, chyba, że wychylimy się nieco dalej poza szlak, na skraj lasu. Na tym wzniesieniu jednak znajduje się mała kapliczka, a nieopodal tzw. Krwawiąca Lipa. Jak się okazuje, miejsce to kryje za sobą wiele tajemnic i historycznych ciekawostek, które oczywiście w większej części są legendami.
W XVIII wieku postawiono na szczycie kapliczkę z wizerunkiem Matki Boskiej Leżajskiej. Idealne miejsce, żeby w ciszy przystanąć, pomodlić się. W środku można też napisać swoje intencje. Pozostawiono tam bowiem kilka zeszytów. Jest sporo śladów, że miejsce to dość często ktoś odwiedza – a przecież mogłoby się wydawać, że niepopularne. Tak w szerszej świadomości, zapewne nie. Dla mieszkańców pobliskich miejscowości całkiem jednak znane.
Tajemnice krwawiącej lipy
Chełm był miejscem stosunkowo trudno dostępnym podczas chociażby najazdów Tatarów czy Szwedów. Chroniła się tam miejscowa ludność. Narodziły się też pewne spotkania kultu pogańskiego. Po jakimś czasie powstał na wzniesieniu mały kościółek, prawdopodobnie pw. Św. Heleny. Odbywały się sławne odpusty, jedzono w karczmie, handlowano.
Trudno sobie to dziś wyobrazić, ale podania mówią, że miejsce to tętniło życiem. Podczas jednego ze spotkań doszło do rozlewu krwi i na kościół padła klątwa. Legenda mówi, że zapadł się on pod ziemię, choć zdecydowanie bliższa prawdy wersja jest taka, że po prostu popadł w zapomnienie, gnił i w końcu sam się rozpadł. Krzyż z wieżyczki miał rzekomo tkwić w pniu starej lipy, którą do dziś nazywa się krwawiącą. Rzekomo, gdy próbowano ją wyciąć, krwawiła. Jest też druga legenda o Królu Węży, który rzekomo miał panować w tym rejonie. Tutaj jednak miejscowych już mocno poniosła fantazja 🙂
Idąc dalej szlakiem niebieskim, po dwóch godzinach doszedłbym do Wiśniowej. Nie taki jednak był zamiar. Zawróciłem i ruszyłem w kierunku zachodnim na Górę Bardo – najwyższe wzniesienie Pogórza Strzyżowskiego. Spod kapliczki, to około 45 minut marszu. Przyjemny, zasypany, leśny krajobraz. Przebiegające, co jakiś czas, sarny. Gdzieniegdzie tafle lodu, przykryte śnieżnym puchem. Można się było zdziwić. 🙂
Śnieżny kocyk na Bardo
Byłem pozytywnie zaskoczony, jak doskonale oznaczony jest tamtejszy szlak. Zwykłe pogórze, które nie grzeszy popularnością, a naprawdę ktoś mocno się postarał, by w tym lesie po prostu ciągle być na właściwej ścieżce. Nawet niektóre szlaki w Beskidach nie są tak oznaczone. Znaki pojawiały się, nawet po trzy na odcinku ledwie kilkunastu metrów. Zwłaszcza zimą, czasami trudniej dostrzec malunki na drzewach. Po pierwsze, zdarza się, że są przysypane śniegiem, po drugie, zdecydowanie bardziej się zlewają. Tutaj na pewno nie było takiego problemu.
Szlakiem niebieskim doszedłem na wysokość 520 metrów n.p.m., do miejsca, w którym krzyżują się trzy kolory tras – niebieski, zielony i żółty. Jest to miejsce nazwane Pod Bardem, grzbiet Pasma Klonowej Góry. Z tego punktu do wierzchołka pozostaje już zaledwie kilka minut wędrówki.
Końcówka szlaku Pod Bardem jest mocno pochylona i dość stroma, jak na takie, niby łagodne górki. Może to dość zabawne, ale miałem problem, żeby wykaraskać się pod górę na śniegu, gdzie pod spodem znajduje się śliska ściółka. Wierzcie lub nie, ale zimą to nawet niewielkie wzniesienia mogą dać sporo frajdy i dostarczyć jakieś minimalne wyzwania.
Dochodzę na Bardo (534 m n.p.m.). Wzniesienie niewysokie, ale to najwyższy wierzchołek Pogórza Strzyżowskiego. W całości porośnięty drzewami. Mimo, że nie ma wielkich krajobrazów, sama przestrzeń tej górki i lasu, robi spore wrażenie, zwłaszcza, kiedy przykryta jest białym puchem.
Zszedłem nieco niżej z Pasma Klonowej Góry, w kierunku zachodnim. Tam ponownie mamy rozwidlenie trzech wspomnianych szlaków. Odbijając w lewo, na południe, można kierować się w stronę Huty Gogołowskiej i dalej Kołaczyc. Na północny-zachód szlak niebieski prowadzi nas w kierunkach Grudnej, Braciejowej, Dębicy (choć to spory dystans). Ja natomiast odbiłem na północ, na szlak zielony. Docelowo, możecie dojść nim nawet do Ropczyc, choć dobrze, gdybyście mieli przy okazji siły na 28 kilometrów marszu 🙂 Ja po prostu zszedłem nim do Jaszczurowej. Okrążyłem nieco tę miejscowość i doszedłem z powrotem do miejsca przy przystanku, gdzie zostawiłem samochód.
Powyższa trasa zajęła mi nieco ponad dwie godziny. Fakt, tempo narzuciłem sobie niezłe. Nie są to jednak duże odległości, całość trasy miała osiem kilometrów. Pętla po Czarnorzecko-Strzyżowskim Parku Krajobrazowym dała mi sporo frajdy. Grudniowa zima dodała tym pagórkom niezwykłego klimatu. Nie są to tereny, gdzie znajdziecie wiele pięknych miejsc z krajobrazami, ale zdecydowanie przyjemne, leśne szlaki, o których mało kto wie – nawet wśród mieszkańców regionu. Dębica to moje rodzinne strony, a o tym, żeby poszukać w pobliżu ciekawych tras, sam pomyślałem dopiero niedawno. A uwierzcie na słowo, jest ich całkiem sporo, choćby na samym Pogórzu Strzyżowskim.