Tyniecka pętla – leśnymi ścieżkami
Złapać kontakt z naturą. Wyciszyć się. Uspokoić emocje. Czasami potrzebujemy po prostu wyjść, pospacerować, ułożyć myśli. Z takimi zamiarami ruszyłem na swoją niedawną wycieczkę. Jeśli potrzebujecie trochę wytchnienia od zgiełku, na pewno znajdziecie go w Tyńcu i pobliskich lasach. Leśna pętla. Coś dla oka też się znajdzie.
Wielkanocne miejsce
Wysiadłem na przystanku Bolesława Śmiałego w Tyńcu. To zaraz po tym, jak przejedziemy pod autostradą, jadąc od centrum Krakowa, Bodzowa i Pychowic. Pamiętacie wpis o tamtejszym kamieniołomie?
Zaraz za przystankiem znajduje się ulica Zagórze. To właśnie nią można wejść na szlak zielony, który poprowadzi przez Lasy Tynieckie. Taki był mój zamiar. Zacząć od tamtej strony, ruszyć w kierunku Uroczyska Wielkanoc.
Po kilkuset metrach asfaltowej dróżki, w pewnym momencie odbiłem w prawo. Zielony szlak jest doskonale oznaczony. Na małej polance zobaczymy tablicę informacyjną, że wchodzimy na teren uroczyska.
Po dosłownie kilkudziesięciu metrach trawiastej drogi pojawiają się pierwsze ładne widoki. Skałki. Wchodzę do góry i po chwili jestem na szczycie pagórka Uroczyska Wielkanoc (260 m n.p.m.). Już stąd można zobaczyć bardzo ładny krajobraz na część Tyńca i otaczające go lasy.
Kowadza – Uroczysko
Ze wzniesienia schodzę, ponownie jestem na ulicy Zagórze, ale już na jej końcu. Przechodzę właściwie przez czyjeś podwórko – tak, tamtędy prowadzi zielona ścieżka, spokojnie, nikt Was nie przegoni – i dochodzę do ulicy Toporczyków. To trochę inna część Tyńca. Nieco głębsza. Ulica asfaltowa po jakimś czasie się kończy. Mijamy rzeczkę. Znajdujemy się na ulicy Świętojańskiej. Tam mamy kolejną tablicę informacyjną, że wchodzimy na teren kolejnego Uroczyska – Kowadza.
Pięć minut podejścia i staję na kolejnym wzniesieniu. Ponownie można zaobserwować nieco krajobrazów. To mało wymagające szlaki, ale też pojawiają się na nich większe kamienie. Myślisz, że się nie da tutaj zmęczyć? Spróbuj. Czasami najprostsze drogi mogą nieco zaskoczyć 😉
Niewypały
Minąłem drewnianą wiatę wypoczynkową. Nadal zielony szlak. Ponownie zejście, tym razem do małego wąwozu i ulicy Nad Czerną, którą właściwie tylko zahaczam. W tych rejonach ciszę lasu może nieco zakłócać szum pobliskiej autostrady. Nie jest to jednak wielki hałas. W niczym specjalnie nie przeszkadza. Ostatecznie ciągle jesteśmy w lesie, a od autostrady dzieli nas kilkaset metrów.
Kontynuowałem swoją trasę, dochodząc po kilkunastu minutach do Polany Strzelnica. Jest to zarazem początek Rezerwatu Skołczanka. Co ciekawe, wydaje się, że całkiem sporo szlaku już za mną, a zjawiam się tam w niecałą godzinę. W latach 70. XX wieku polana ta była miejscem detonowania niewypałów i ćwiczeń strzeleckich przez wojsko. Na szczęście, nie trafiłem na żaden niewypał 🙂 Sama trasa i pomysł na wycieczkę po tych lasach były natomiast strzałem w dziesiątkę.
Trudna historia
Idąc dalej lasami, doszedłem do Mogił masowych rozstrzeliwań Żydów w czasie II Wojny Światowej. W roku 1942 Żydzi byli przesiedlani z Krakowa, promem przez Wisłę do Tyńca, a docelowo do Skawiny. W pewnym momencie transport otoczyli Niemcy i zrobili selekcję. Ci, którzy ich zdaniem nie nadawali się do pracy, zostali wywiezieni do lasu i masowo zgładzeni. Już wcześniej przygotowano trzy duże doły. Szacuje się, że w miejscu tym poległo około 500 osób.
Troszkę dalej, około 100 metrów za mogiłami, z daleka możemy na leśnym pagórku dostrzec Figurkę Matki Boskiej Pośredniczki Łask. Według miejscowej legendy w tym miejscu objawiła się Matka Boska pierwszemu powojennemu proboszczowi parafii tynieckiej, Benedyktynowi, Piotrowi Rostworowskiemu. Sam zakonnik temu zaprzeczył, jednak miejscowi postanowili wybudować figurę w lesie.
Pagórek za pagórkiem
Schodząc od kapliczki, jestem na leśnej ulicy Obrony Tyńca. Za mną mniejsza połowa mojej pętli tego dnia i około godzina marszu. Stąd już można bez problemu wracać w kierunku „centrum” Tyńca. Można, ale nie trzeba, bo przecinając leśną dróżkę, znajdujemy się dalej na zielonym szlaku i możemy kontynuować pętlę tyniecką.
Kolejnym celem, który pokazał mi się na mapie, była Ostra Góra (284 m. n.p.m.). Idąc zieloną ścieżką, kierując się zgodnie z „wydeptaniem” i strzałkami na drzewach, górę omijamy. Postanowiłem odbić jednak nieco w prawo i wyjść na jej „wierzchołek”. Gdyby nie to, że jest już mocno zarośnięta i drzewa są wysokie, widoki zapewne byłyby przednie. Stając na ławce coś tam można doglądnąć, ale panorama jest niestety znikoma.
Kierując się dalej, szlak zielony omija kolejno, zakręcając w prawo, wzniesienia Bukówka, Kozobica, Płaska Góra, Guminek. Wszystkie powyżej 260 metrów n.p.m., lecz nieprzekraczające 300. Wszystkie zalesione i bez większych panoram. Minąłem Hopy Tynieckie, miejsce, w którym jak się domyślam, trenują rowerzyści trialowi.
Dochodząc do Bogucianki i ulicy o tej samej nazwie, po drodze mam jeszcze Stępicę, wzniesienie o 266 metrach wysokości. Niby niewiele, ale czułem w kościach, że w tym rejonie może już być nieco inaczej z widokami. Pagórek się mocno wznosił w stosunku do szlaku, którym szedłem, a poza tym było to już za lasem.
Odbiłem więc w lewo. Nie pożałowałem. Zdecydowanie najpiękniejsze miejsce widokowe na moim tynieckim szlaku. Zresztą, zobaczcie sami poniżej. Krajobraz rozciągający się w kierunku Samborka, Skawiny, a dalej, oczywiście, Beskidu Makowskiego. Przy lepszej widoczności zapewne można by stąd dostrzec dużo piękniejszy zarys Babiej Góry, którą i tak nieco było widać w ten niezbyt słoneczny dzień.
A może jesteście ciekawi po jakim czasie byłem w tym rejonie? Niecałe dwie godziny marszu i 6,5 kilometra. Oczywiście, na Stępicę dotrzecie bezpośrednio od Tyńca. To zaledwie dwa kilometry od Opactwa, czyli pół godziny spokojnej wędrówki. Zdecydowanie polecam.
Grodzisko i Tyniecki Bulwar
Tyniec Kamieniołom. Być może kojarzycie autobus 112, który jedzie w tamtym kierunku? Dochodząc do Bogucianki jesteśmy właśnie na tej „pętli”. Stamtąd możemy bezpośrednio iść do Tyńca. Było mi jednak mało. Dwie godziny trasy za mną, ponad siedem kilometrów. Poza tym, chciałem domknąć pętlę. Z Bogucianki po kilkudziesięciu metrach odbiłem w lewo, w ulicę Grodzisko. Po pewnym czasie kończy się asfalt i zaczyna ponownie wejście na trasę leśną. To nadal szlak zielony i tyniecka pętla.
Idąc lasem, po 1,5 kilometra doszedłem do rejonu Bulwaru przy Wiśle. Na tym odcinku zahaczyłem jeszcze Górę Grodzisko (282m n.p.m.). Trzeba do niej nieco zboczyć z trasy. Jest jednak porośnięta drzewami. Nie ma tam żadnych krajobrazów, więc jeśli nie chcecie, nie ma sensu odbijać ze szlaku. Chociaż właściwie, czemu nie?
Wspomniany Bulwar Przy Wiśle, a właściwie wał przeciwpowodziowy, jest na ten moment w jednej wielkiej budowie. Dookoła wykopy, koparki i mnóstwo błota. Dodam jeszcze, że samo zejście z górki w tym rejonie jest dość strome. Przekonał się o tym mój tyłek, kiedy walnąłem glebę 🙂 Tak to jest, jak zlekceważy się nawet najmniejsze wzniesienia.
Idąc wzdłuż Bulwaru coraz bardziej zbliżałem się do Klasztoru. Wygląda on z tamtej perspektywy niezwykle. Następnie, ulicą Browarnianą obchodzę Opactwo i benedyktyńskie ogrody od strony zachodniej. Swoją trasę kończę na krzyżówce ulic Benedyktyńskiej i Bolesława Śmiałego, a więc w samym środku Tyńca.
Nie szedłem już tego dnia na teren Opactwa. Po pierwsze, moje spodnie były w błocie. Po drugie, to temat na zupełnie oddzielny wpis, bo o samym Klasztorze Benedyktynów i pobliskich terenach nad Wisłą, można bardzo dużo opowiedzieć. Kiedyś możecie spodziewać się takiego właśnie artykułu. Póki co, podsumujmy.
Cała pokonana przeze mnie Pętla Tyniecka szlakiem zielonym wyniosła niecałe 11 kilometrów. To trasa na 3 godziny całkiem spokojnym tempem, gdzie przecież w wielu miejscach się też zatrzymywałem na krótki oddech. Moim zdaniem, dla każdego coś dobrego. Przede wszystkim leśna ścieżka, ale też trochę wzniesień, mniejszych czy większych widoków, kilka miejsc, gdzie można się zatrzymać i nabrać refleksji. Warto pamiętać, że to teren Krajobrazowego Parku Bielańsko-Tynieckiego, a okolice Tyńca stanowią drugi tak obszerny leśny rejon na terenie Krakowa po Lesie Wolskim.
O ile w samym Tyńcu i Opactwie byłem wiele razy wcześniej, o tyle po samych lasach tynieckich chodziłem po raz pierwszy. Zdecydowanie warto, bo to przecież niedaleko od miasta, a naprawdę można odpocząć wśród natury. Gwarantuję Wam, że w tygodniu nie spotkacie tam prawie nikogo, w weekend być może, ale na pewno nie tłumy.