Szczyt wybitny – Luboń Wielki z Jordanowa
Kilkugodzinna trasa w przyjemnych okolicznościach przyrody? Czemu nie. Zachodnia część Beskidu Wyspowego oferuje równie dużo, co okolice u wschodnich jego granic. Jordanów jest poniekąd punktem styku kilku pasm, dlatego też warto wziąć go pod uwagę przy planowaniu wycieczek. Opisany etap prowadzi właśnie z tego niewielkiego miasteczka przez Luboń Mały, na Luboń Wielki, Polczakówkę w Rabce i w końcu do samej Rabki-Zdroju. Bardzo ciekawa wycieczka z umiarkowanymi wzniesieniami.
Do przecięcia Zakopianki
Można powiedzieć, że aura nas rozpieszcza tej jesieni. To dobry moment na wędrówki. Temperatura już nie tak bardzo dokuczliwa. Swoją trasę rozpocząłem w Jordanowie, położonym malowniczo na Pogórzu Orawsko-Jordanowskim, w powiecie suskim.
Niewielkie, bo zamieszkuje je około pięć tysięcy ludzi. Wyznacza ono poniekąd kierunki górskich szlaków i poszczególnych partii Beskidów w Małopolsce. Na wschód od Jordanowa mamy bowiem Beskid Wyspowy i Gorce. W kierunku północnym, Krakowa, rozciąga się Beskid Makowski. Na zachodzie natomiast dostrzegamy zdecydowanie wybitny masyw górski, na którym Okrąglica, Polica i w końcu Babia Góra, Królowa Beskidów – czyli Beskid Żywiecki. Jeśli chcecie poznać trochę terenu w okolicach Okrąglicy, zaglądnijcie do jednego z mojego wpisu z ubiegłego roku.
W Rynku – do którego stosunkowo łatwo dostać się busami choćby z Krakowa – przecinają się szlaki czerwony i niebieski. Tym drugim oznaczeniem ruszyłem w kierunku wschodnim ulicą Józefa Piłsudskiego. Jest to jedna z wylotowych dróg z Jordanowa (droga krajowa nr 28) w stronę Skomielnej Białej. Po przejściu około pół kilometra, odbijamy w prawo, idąc cały czas wzdłuż dość ruchliwej trasy. Po 1,3 kilometra wędrówki chodnikiem, szlak niebieski skręca w lewo na ulicę Malejowską. Oznaczenia na słupach są widoczne, więc raczej trudno przegapić ten moment.
Ulicą Malejowską idę dość długo, aż do wsi Naprawa Górna. Mijając po prawej ręce piękną krytą pływalnię (nawet miasta mogłyby pozazdrościć), kilkaset metrów dalej szlak szykaną odbija najpierw w prawo i następnie w lewo. Na mapach turystycznych znajdziecie tu oznaczenia przysiółka Tłukówka. Mijając posesję sołtysa, za kilkaset metrów drogowskazy wskazują nam wejście na polną i leśną ścieżkę. Dopiero w tym momencie rozpocząłem wędrówkę drogą nieutwardzaną.
Nad Tunelem
Od Tłukówki i Naprawy Górnej lasem i polanami wspinam się nieco w kierunku popularnej Zakopianki. O ile wcześniej teren był jeszcze raczej płaski, o tyle tutaj już zaczyna się robić terenowo, choć jeszcze dużych wspinaczek nie ma. Przemierzam łąki i lasy. O 9 rano jest tam jeszcze sporo rosy i po kilku deszczowych dniach duże warstwy rozjeżdżonego błota. Obracam się w pewnym momencie i za plecami na horyzoncie dostrzegam piękny masyw Babiogórski. Mój kierunek jest przeciwny, ale grzech nie zatrzymać się w takim miejscu.
Od wejścia na szlak leśny upływa jakieś pół godziny, około 2,5 kilometra. Z Centrum Jordanowa to już 6 kilometrów, więc całkiem ładny dystans za mną. Docieram do drogi E77, czyli Zakopianki. Można powiedzieć, że był to pierwszy etap mojego wędrownego dnia. Szosa jest właściwie pusta, raz na kilka minut przejeżdża tędy samochód. Niesłychane? Zakopianka pusta? W rzeczy samej – w tym miejscu jest to już stara część „siódemki”. Jestem bowiem na zboczu Lubonia Małego, pod którym wydrążono tunel dla ekspresowej drogi S7. Otwarty stosunkowo niedawno, bo 12 listopada 2022 roku. Tunel im. Marii i Lecha Kaczyńskich.
Pierwszy wierzchołek – Luboń Mały
Pół kilometra należy iść wzdłuż głównej drogi, mijając po lewej charakterystyczną zatoczkę i Bar Spontuś, a właściwie to, co po nim zostało. Wiele restauracji, barów, miejsc noclegowych upadło na starej trasie Zakopianki, kiedy ruch odbywa się nową drogą ekspresową. Jak zazwyczaj, jedni mają lepiej, inni poszli z torbami.
Alejami…
Niedaleko za Spontusiem odbijam w lewo. Tutaj znowu pod górkę. Z tego miejsca drogowskazy na Luboń Wielki wskazują około 2h30 min drogi, ponad siedem kilometrów. To w dalszym ciągu szlak niebieski, z którego tego dnia nie schodziłem. Asfaltową dróżką o nazwie Aleja Luboń lub osiedle Mały Luboń (na różnych mapach spotkacie prawdopodobnie te nazwy) od nowa zaczynam wspinaczkę. Znajduję się w tym miejscu na wysokości 646 metrów n.p.m. Dla porównania, Jordanów leży na wysokości 497 metrów n.p.m. Sami widzicie, że coś pod górkę już było na etapie do Zakopianki, ale niewiele.
Wspomniana aleja po niecałym kilometrze zmienia się ponownie w typowy leśny szlak. Udaję się w kierunku Lubonia Małego (jednego ze szczytu, zaliczanego też w poczet beskidzkich wysepek). Szlak w tym miejscu jest prosty, z jednym nieco mocniejszym, lecz krótkim podejściem. Jeden fragment tego etapu to pochylone, płaskie skałki. Dobrze w tym miejscu uważać, by nie skręcić kostek 😉
Staję na wierzchołku Lubonia Małego – 869 metrów n.p.m. Jak to w większości przypadków gór o tej wysokości, jest w całości zalesiona. Znajduje się centralnie na trasie szlaku niebieskiego w kierunku Lubonia Wielkiego. Z Jordanowa to dokładnie dziewięć kilometrów szlakiem niebieskim. Wiele map pokaże, że zajmie nam to około 3 godziny drogi. Oczywiście jest to czas z pewnym marginesem.
Krzysiowe surówki
Po kilki głębszych oddechach, nawodnieniu, wyruszam w dalszą podróż przez masyw Lubonia. Kolejne dwa kilometry prowadzą nas do Polany Surówka (Krzysie). To rozległa łąka na wysokości 898 metrów n.p.m., na przysiółkach Rabki (Krzysie i Surówki), z której rozpościerają się piękne widoki w kierunku południowym. Z polany krzysiowej, jak sobie ją roboczo nazwałem, widzimy Rabkę-Zdrój, Gorce a na odległym planie Tatry, które w dniu mojej wędrówki były nieco przymglone, choć ich zarys widniał.
Z Surówki widać po raz pierwszy wyraźnie cel główny wędrówki – Luboń Wielki, choć jest to jeszcze kilkukilometrowa perspektywa.
Mamy też kilka wątków historycznych. Jednym z nich jest ten dotyczący lat wojennych. Na Polanie Surówki w 1944 Niemcy w przemarszu około 800 żołnierzy spalili trzy stojące tam szałasy. Wszystko po to, by zapobiec ukryciu i schronieniu się w nich polskich partyzantów, stacjonujących w okolicach Lubonia Wielkiego. Generalnie, odnośnie Lubonia krąży wiele podań i legend związanych z rozbójnikami i biesiadnikami.
Tragiczny lot
Kilkaset metrów za Polaną Surówki znajduje się miejsce pamięci, w którym przed laty rozbił się śmigłowiec. 26 sierpnia 1985 roku czeski helikopter Mi-2, lecący na przegląd do Świdnika zawrócił w kierunku Czechosłowacji z powodu niekorzystnych warunków. Panowała gęsta mgła i z powodu zbyt niskiego pułapu lotu uderzył w drzewa. Piloci ponieśli śmierć na miejscu. W tym miejscu dzisiaj mamy mały żelazny krzyż, a także fragment blachy śmigłowca. Części wraku pozostawiono w tym miejscu znacznie więcej, aczkolwiek przypodobały się niektórym złomiarzom.
Ostatni etap niebieskiego szlaku na Luboń Wielki wiedzie w dalszym ciągu przez las. Stromy jest tak naprawdę tylko ostatni kilometr, gdzie rzeczywiście trzeba się trochę wspinać i wylać nieco potu. Po lewej ręce w przecinkach lasu można podziwiać panoramę Beskidu Wyspowego.
U Baby Jagi
Moim oczom ukazuje się nadajnik radiowo-telewizyjny wybudowany w roku 1961. Nadaje on sygnał głównie w kierunku północnym po Kraków, a nawet południowe granice województwa świętokrzyskiego. Wieża ma 51 metrów wysokości. Nie ona jednak jest tam istotna z turystycznego punktu widzenia.
Obok znajduje się schronisko PTTK wybudowane już w 1931 roku. W czasie II Wojny Światowej było także schronieniem dla żołnierzy i partyzantów. Co ważne, jako jedno z nielicznych w górach podczas konfliktu zbrojnego, nie zostało zniszczone czy spalone.
Schronisko na Luboniu Wielkim ma wygląd chaty Baby Jagi, jest wąskie, lecz wysokie. Oferuje piechurom 10 miejsc noclegowych w głównym budynku, a także latem 15 dodatkowych w bacówce, znajdującej się tuż obok. To najbliższe schronisko PTTK od Krakowa, zlokalizowane na wysokości powyżej 1000 metrów n.p.m. Pamiętacie, które jest tym najbliższym stolicy Małopolski bez względu na wysokość? – Kudłacze nieopodal Myślenic.
Biernatka
Luboń Wielki (1022 m n.p.m.), nazywany także Biernatką, jest szczytem najwybitniejszym w Beskidzie Wyspowym (mówiąc w skrócie, rozmiar od wierzchołka do przełęczy, widocznego podłoża góry, a nie poziomu morza), dlatego też niezwykle charakterystyczny, widoczny z wielu odległych miejsc, wyróżniający się. Szczyt częściowo odkryty, panoramę można podziwiać w kierunku północnym oraz wschodnim. Daleko na horyzoncie dostrzeżemy nawet Kraków. Na bliższych planach, rzecz jasna Beskid Wyspowy, okolice Mszany, Lubienia, Kasinki. Widoki są naprawdę piękne, dlatego też warto udać się tam na wędrówkę.
Na Luboń Wielki prowadzi kilka szlaków, wybór jest duży. Z samej Rabki mamy szlaki zielony, niebieski (ten, którym schodziłem) oraz żółty, teoretycznie najtrudniejszy z uwagi na przejście przez gołoborze pod szczytem. Jest też szlak czerwony z Mszany Dolnej (około 10 kilometrów), na który można wejść również na Przełęczy Glisne (bez problemu dojedziemy tam samochodem) – z Glisnego jest to najkrótszy wariant pod schronisko Lubonia – ledwie dwa kilometry i według mapy nieco ponad godzina wędrówki.
Na szczycie spędziłem prawie dwie godziny. Było tak niesamowicie przyjemnie i ciepło. Posiliłem się, nawodniłem, opaliłem delikatnie, wysuszyłem w słońcu buty i ruszyłem w dalszą drogę. Kierunek Rabka Zaryte –>Rabka-Zdrój. Za mną 15 kilometrów.
Zaryłem w Zaryte
Przechodzę kilkaset metrów, gdzie szlaki niebieski i zielony są ze sobą połączone. W pewnym momencie odbijam już tylko za niebieskimi oznaczeniami. Tego dnia byłem wyjątkowo konsekwentny co do kolorów 🙂 Do Rabki Zaryte, a więc miejsca na dole, gdzie szlak przecina droga krajowa nr 28, spod schroniska jest dokładnie 3,5 kilometra. Stosunkowo szybko zatem znajduję się u podnóża, idąc głównie lasem. Miejscami na szlaku znajdują się większe, luźno rozsypane kamienie.
W dolince, przy drodze krajowej zaglądam do Lewiatana. Jeśli kończy się Wam picie i posiłek, to dobry moment, by wstąpić do któregoś z pobliskich sklepów. Rabka-Zaryte. Z tego miejsca do centrum Rabki-Zdroju jest jeszcze ponad cztery kilometry. Można je przejść po prostu wzdłuż szosy lub podjechać już autobusem, które kursują tam dosyć często. Drugą opcję stanowi przecięcie „krajówki” i przejście przez Zaryte i dalej Królewską Górę (nazywaną też Polczakówką). Jak myślicie, na co się zdecydowałem?
Wraca kolej
W Zarytym uważajcie na remont torowiska. Praca tam aktualnie wre i tuż za wspomnianym Lewiatanem szlak niebieski przecinają tory, które powstają tam na nowo. Dość duża inwestycja, która ma za jakiś czas przywrócić kolejowe połączenie Rabki z Nowym Sączem. Sam przez przypadek wkroczyłem na teren budowy i musiałem skakać po wałach ziemnych. Oczywiście, jak dobrze popatrzycie, budowę da się obejść obok pobliskiego cmentarza. To tylko tak na marginesie, gdyby ktoś znalazł się tam w najbliższym czasie.
Przecinam Rzekę Rabę i udaję się w kierunku wieży widokowej na Polczakówce. Ten odcinek nie jest specjalnie długi i wymagający, ale trochę pomyliłem trasę. Zboczyłem ze szlaku i szedłem wzdłuż Potoku Królewskiego, lasem, zamiast wytyczonym szlakiem nieco wyżej. Generalnie nie stanowi to problemu, bo w lesie ścieżka też jest bardzo dobra i rozchodzona.
Królewska Góra jest zalesiona. By do niej dojść trzeba nieco zboczyć ze szlaku głównego (nadal niebieski), ale jest to ledwie pięć minut marszu. Znajduje się tam wieża widokowa, wybudowana w roku 2011, o drewnianej konstrukcji i wysokości 25 metrów. Widoki z niej są naprawdę zachwycające.
Byle do słonia
W nogach mam ponad 20 kilometrów. Czas na ostatni etap szlaku, zejście do Rabki-Zdroju. Od wspomnianej wieży to już ledwie trzy kilometry spokojnej polnej drogi. Jest jakaś niepowtarzalna atmosfera i sielanka w momencie schodzenia do centrum Rabki z gór. Kiedy trzy lata temu schodziłem z Gorców i Turbacza, czułem coś bardzo podobnego. Być może jej położenie, a także różne pasma, które widać dookoła?
Do miasta wchodzi się przez ulicę Słoneczną. Bardzo blisko uzdrowiska, fontanny, Restauracji Zdrojowej. Piszę oczywiście już o definitywnym końcu szlaku niebieskiego. Po zejściu z pól kawałek miasteczka trzeba przejść. Co ważne, schodząc do Rabki-Zdroju mamy jeszcze duże pole manewru zarówno w przypadku jedzenia, restauracji, ale także po prostu miłego odpoczynku. Kto był, ten wie, jak urokliwe jest to miasteczko z kilkoma atrakcjami.
Pokonałem łącznie około 25 kilometrów. Z Jordanowa wyszedłem o godzinie 8:00. W Centrum Rabki-Zdrój zameldowałem się około 15:30. Po drodze długi postój na szczycie Lubonia Wielkiego, a także odwiedzenie oraz wyjście na wieżę Królewskiej Góry. Całość trasy wymagająca, ale naprawdę warto. Oczywiście, można skracać jej warianty, można wydłużać. Najważniejsze jednak, by przejść swoje, tyle, ile możemy. I czerpać z tej wędrówki jak najwięcej.
Mimo wysiłku fizycznego, w górach odpoczywam. I niech tak zostanie. Moja terapia.
„Bo z góry syćko lepiej widać…” – jak śpiewał Marcin Daniec, ziomek z Wielopola Skrzyńskiego 😉