Podkarpacie

Magura Wątkowska i falowany Beskid Niski

Jadąc w Magurski Park Narodowy od strony Nowego Żmigrodu i miejscowości Kąty – a raczej trudno o inną dobrą drogę w rejony Krempnej – już z oddali widać ładne leśne pasma górskie. Niezbyt wysokie, ale jakże urokliwe. Jeśli kiedykolwiek odwiedzaliście rejony Gorlic, Jasła czy Biecza, to z pewnością na południu i południowym wschodzie pojawiały się wzniesienia Pogórza Jasielskiego, a dalej góry Magurskiego Parku Narodowego i Beskidu Niskiego. Przemierzyłem szlak na Magurę, jak go oceniam?

  1. Pierwszy etap szlaku – od Przełęczy Hałbowskiej
  2. Podejście pod Kolanin
  3. Rozdroże
  4. Magura
  5. Łagodne zejście
  6. Wioska widmo
  7. Improwizacja na szlaku
  8. Podsumowanie
  9. Mapka trasy
fot. Przełęcz Hałbowska, przez którą prowadzi droga w kierunku Krempnej nr 992. To miejsce, gdzie można wejść na szlaki. Z pewnością znajdziecie nieco miejsca na pozostawienie samochodu

Szlak lasem

Wędrówkę zacząłem na Przełęczy Hałbowskiej (540 metrów n.p.m.). Tam zaparkowałem samochód, tuż przy wejściu na szlak. Nie ma w tym miejscu zbyt wiele przestrzeni do parkowania, ale jakieś miejsce się znajdzie. Zwłaszcza, że przy szlaku w kierunku wschodnim znajduje się niewielki parking za szlabanem. W to miejsce można również dojechać autobusem – przystanek Kąty-Hałbów.

fot. Przełęcz Hałbowska – początek mojej wędrówki

Przełęcz przecinają dwa szlaki – żółty i czerwony. Ruszyłem w las. Drogowskaz ukazuje 4,5 godziny na Magurę Wątkowską, tak więc zapowiadała się całkiem solidna trasa. Kolory szlaków rozchodzą się po około kilometrze, a więc 15-20 minutach bardzo spokojnego marszu. Leśny szlak, który w tym miejscu raczej nie prowadzi nas zbytnio pod górkę, a nawet w umiarkowanym stopniu z górki – trzeba w końcu jakoś zejść z przełęczy.

fot. Szlaki czerwony i żółty od przełęczy

Szlak żółty odbija do wsi Kotań. Zostałem na czerwonym, idąc dalej w kierunku zachodnim. Pierwszym etapem wędrówki miało być dojście do góry Kolanin, o której za chwilę. Po 40 minutach dotarłem do asfaltowej drogi w lesie. To trasa z Desznicy do Świątkowej Wielkiej, przecinająca Magurski Park Narodowy. W tym miejscu można również rozpocząć swoje piesze wędrówki. Mijam wiatę i kilkaset metrów przechodzę szlakiem wzdłuż drogi.

fot. Rozejście szlaków żółtego i czerwonego

Drogą asfaltową przeszedłem około 600 metrów – to nadal szlak czerwony, zresztą oznakowania na drzewach nie pozwolą nam o tym zapomnieć. Przy ładnej drewnianej wiacie, gdzie można nieco odpocząć, odbijamy ponownie w las – bezpośrednie oznaczenie na Kolanin. Do jego szczytu od tego miejsca jest kilometr drogi.

Coś tu stromo

Kolanin wznosi się na 705 metrów n.p.m. Nie jest to zatem wysokość, która rzucałaby na kolana, ale uwierzcie na słowo – do tego momentu szlaku była czysta rozgrzewka i relaksacyjna wędrówka.

Ten jeden kilometr od drogi asfaltowej do szczytu Kolanina daje się we znaki, bo szlak czerwony nagle robi się bardzo stromy. Nie chcę zbytnio zdradzać szczegółów dalszej trasy, natomiast przyznać mogę już teraz, że był to najtrudniejszy fragment szlaku tego dnia na mojej pętli po Beskidzie Niskim.

fot. Zdjęcie nie odda skali podejścia pod Kolanin, gdyż mocno spłaszcza tamtejszy fragment szlaku czerwonego. Wierzcie na słowo – można się zmachać

Kiedy to niepozorne wzniesienie dało mi się we znaki i wycisnęło ze mnie sporo potów, a trochę kilogramów musiałem tam wdrapać do góry, dotarłem na szczyt. Niepozorna górka, ale pojawiają się z niej prześwity na stronę południową, bardzo ładne krajobrazy. Wysiłek zatem nagrodzony.

fot. Tuż przed szczytem Kolanina

Jak to mówią? Żeby coś zobaczyć, trzeba się trochę wspiąć? Nawet w Beskidzie Niskim ta reguła ma swoje odzwierciedlenie. Rozpościerające się widoki na stronę południową, rejony Cyrli, Uherca oraz dalej doliny źródeł Wisłoki mają też swój urok.

fot. Panorama z Kolanina
fot. Etap pierwszy trasy za mną – Kolanin

Pod Kopcami

Spod Kolanina łagodnym zejściem w dół schodzi się w rejony niewielkiej góry Ostrysz, którą jednak szlak czerwony omija. Pod Ostryszem – takie też oznaczenia znajdziecie na mapie – przeciąłem leśną drogę, którą odbijając w lewo dostaniemy się również w okolice Świątkowej Wielkiej.

Nieopodal stoi kolejna drewniana wiata, gdzie bez problemu można odpocząć. Przechodząc tamtędy napotkałem w niej trójkę turystów. A trzeba przyznać, że podczas tego dnia wędrówki nie minąłem zbyt wielu ludzi na szlaku.

fot. Wiata wypoczynkowa Pod Ostryszem
fot. Pod Ostryszem szlak przecina taką oto drogę – warto uważnie patrzeć na oznaczenia. W każdym razie, nie idziemy wzdłuż tych kolein 😉

Szlak spod wspomnianej wiaty Pod Ostryszem wije się przez las i raczej nie ma na tym odcinku zbyt wielu podejść. Spokojna ścieżka, chwilami przecinająca błotniste, ujeżdżone dróżki. Zmierzałem w kierunku północnym, cały czas szlakiem czerwonym aż do rozdroża Pod Trzema Kopcami. W tym miejscu czerwona droga odbija w lewo pod Świerzową. Idąc prosto, mógłbym wejść na szlak żółty, prowadzący do Mrukowej. Jest też ścieżka w prawo, nieoznakowana, ale przez las z pewnością doszlibyśmy w rejony wsi Jaworze.

To czas na odpoczynek i drugie śniadanie. Spokojne, cieniste miejsce, przed kolejnym etapem wędrówki. Do Magury Wątkowskiej pozostało niecałe dwie godziny drogi – 5,6 kilometra.

fot. Rozdroże szlaków pod Trzema Kopcami

Magurskie falowanie

Ten etap to przede wszystkim wspinanie się na Świerzową (805 metrów n.p.m.). Być może to za duże słowa, ale rzeczywiście jest tutaj kilkaset metrów podejścia, w dużej mierze idąc wschodnią granicą Magurskiego Parku Narodowego, o czym przypominają co jakiś czas wystające małe betonowe słupki.

Świerzowa nie charakteryzuje się niczym szczególnym. Jest to wzniesienie w pełni zalesione. Właściwie przechodzę obok tabliczki informującej o lokalizacji szczytu. Nie zachwycam się tym miejscem, choć oczywiście bardzo fajnie zdobyć kolejne wzniesienie na trasie.

Nazwa góry pochodzi od wioski u jej podnóża, po której obecnie nie zostało zbyt wiele, ale o tym przy końcu tekstu. Jest to bowiem bardzo ciekawa historia, którą warto poznać, zwłaszcza będąc w tamtejszych terenach.

fot. Szczyt Świerzowej w samym środku lasu

Szlak nieco opada. Pofałdowana ta moja trasa, ale chcąc w Beskidzie Niskim przejść trochę więcej kilometrów, trzeba się wspinać na kilka różnych wzniesień i później z nich oczywiście schodzić. „Falowanie i spadanie” jak śpiewała Kora w swoim przeboju.

Doszedłem do polany, która na mapach nie ma nazwy. Jeśli się mylę, to mnie poprawcie. Postanowiłem zatem wymyślić i dla mnie stała się Polaną Cienistą. Centralnie w lesie, przecięta przez rowerową terenową drogę. Chmury i drzewa rzucające ładne cienie.

Ostatnie 45 minut. Robię ten odcinek w pół godziny. Początkowo wiedzie przez trawiastą dróżkę pomiędzy drzewami. Po kilkunastu metrach na zakręcie pod kątem 90 stopni odbijam w lewo. To cały czas szlak czerwony. Tutaj pojawia się ostatnie podejście. Przed godziną 13 doszedłem na szczyt Magury.

16 kilometrów za mną. Niecałe cztery godziny drogi, a więc udało się urwać nieco z tego, co pokazywały znaki na początku przy Przełęczy Hałbowskiej – a wcale bardzo nie pędziłem i był czas na solidną przerwę. 😉 Do bólu Magura przypomina mi wierzchołki w Beskidzie Małym, gdzie miałem okazję być jakiś czas temu. Jeśli nie macie ochotę, zerknijcie.

fot. Ostatni etap na Magurę
fot. Zakręt pod kątem 90 stopni, bardzo dobre oznaczenie szlaku
fot. Magura Wątkowska – 829 metrów nad poziomem morza. Główny punkt wycieczki
foto z kijem na szczycie 😉
fot. Dołożyłem i swój kamień 😉

Szczyt Magury jest również zalesiony, natomiast przechodząc nieco dalej mamy skrawek punktu widokowego, ze specjalnym podestem (niestety, krajobraz nieco zasłaniają liściaste drzewa o tej porze roku).

Magura nie jest najwyższym szczytem Beskidu Niskiego, a nawet Magurskiego Parku Narodowego. W Parku najwyższa jest Wątkowa (846 m n.p.m.), oddalona od Magury dosłownie o kilkaset metrów na zachód. Natomiast najwyższym wzniesieniem Beskidu Niskiego jest Lackowa (997 m n.p.m.) po polskiej stronie a po słowackiej Busov (1002 metry n.p.m.).

Nie mylić Magury Wątkowskiej z Małastowską, która znajduje się bliżej Gorlic, wraz z kompleksem narciarskim. Obie Magury są połączone szlakami turystycznymi i dzieli je odległość piętnastu kilometrów.

Pod Magurą Wątkowską znajduje się wielki kamień upamiętniający Jana Pawła II. Karol Wojtyła, będąc już księdzem, w roku 1953 odprawił w tym miejscu Mszę św. Mamy tam także obelisk ku pamięci Rafała Wałacha, zasłużonego dla regionu piechura.

Znajdziemy także kilka ławek ze stolikami, więc bez problemu pod Magurą można odpocząć, posilić się, zrelaksować. Można też zmierzyć temperaturę – nie, nie ciała, chyba, że macie ze sobą termometr.

W specjalnej puszcze przy drzewie znajduje się bowiem zwykły termometr pokazujący temp. powietrza.
W skrzynce są także zeszyty, gdzie można się wpisać oraz pieczątki do książeczek PTTK. Jeśli ktoś czyta ten tekst, bo zobaczył mój wpis właśnie w tamtym miejscu, serdecznie pozdrawiam ; )

fot. Tak wygląda miejsce wypoczynkowe pod Magurą
fot. Panorama ze szczytu
fot. To co, może do Ustronia? Dobrze patrzycie, szlak czerwony, główny beskidzki, jest wytyczony aż do Ustronia w Beskidzie Śląskim.

Relaksacyjne zejście

Przemierzam kolejne 1,5 kilometra trasy, schodząc z głównego wzniesienia. To kontynuacja szlaku czerwonego. Idąc nim dalej, jak na powyższym drogowskazie, po godzinie byłbym w Bartnem. Miałem ochotę odwiedzić tamtejszą Bacówkę, natomiast nadłożyłbym już zupełnie trasy, a przecież przede mną powrót. Nie szedłem więc dalej na zachód, lecz inną trasą zacząłem zmierzać w dolinki.

Doszedłem więc do Przełęczy Majdan (625 metrów n.p.m.), a następnie udałem się szlakiem żółtym w kierunku Świątkowej Wielkiej. Na wspomnianej przełęczy spotkałem rowerzystę ze Słowacji, który przemierzał Beskid Niski tamtejszą ścieżką rowerową. Trzeba przyznać, że jest wytyczonych wiele tras dla pasjonatów dwóch kółek – w wersji bardziej terenowej.

fot. Szlak do Przełęczy Majdan, zejście z Magury Wątkowskiej
fot. Przełęcz Majdan nieopodal Bartnego

Zmieniam na żółty – wymarła wieś

Czerwono mi. Czas na zmianę. Zrezygnowałem z wędrówki do Bartnego, bo jak widzicie, z Przełęczy do Krempnej było jeszcze pięć godzin drogi powrotu. Wybrałem jednak inny szlak, by nie wracać tą samą drogą. Zwykle tak robię, pod warunkiem, że są ku temu możliwości i pętlę w łatwy sposób można domknąć. W tym dniu nie obyło się bez komplikacji, ale o tym za chwilę.

fot. Urokliwa polana przy żółtym szlaku

Szlak żółty to jednocześnie droga dla rowerów. Prowadzi już równo, przez las, trochę łąkami, polanami, wśród traw, wzdłuż strumyka Świerzówka. Rzeczka ta zasila Wisłokę na wysokości Świątkowej Wielkiej.

Ponieważ na moment opuściłem wcześniej Park Narodowy, za chwilę do niego wchodzę z powrotem właśnie na tej trasie.

Każde wejście do Parku Magurskiego na szlaku jest odpowiednio oznakowane. Nie ma budek i opłat bezpośrednich, ale należy wykupić bilet wstępu przez specjalnie podaną aplikację. Oczywiście nie zawsze zostaniecie skontrolowani. Mnie przez cały dzień nikt nie sprawdzał, choć wstęp opłaciłem. Zachęcam do uczciwości. Utrzymanie piękna i czystości Parków Narodowych też często niemało kosztuje, a opłaty za szlaki są stosunkowo niskie. Rzecz jasna, jest to opłata jednorazowa na dzień.

Przede mną cztery kilometry ścieżki wzdłuż rzeczki, przez teren dawnej wsi Świerzowa Ruska. Niezwykle ciekawy region. Dlaczego?

Beskid Niski to gratka dla historyków. Tereny te w dużej liczbie zamieszkiwali Łemkowie, grupa etniczna identyfikująca się jako część narodu rusińskiego. Świerzowa to osada, która powstała prawdopodobnie w szesnastym wieku, choć pierwsze poważniejsze źródła mówią o kolejnym stuleciu.

fot. Łemkowski cmentarz
fot. Dokładnie w tym miejscu stała Cerkiew, dzisiaj można tam spotkać jedynie makietę, a także kopułę z dachu dawnego budynku (dalszy plan).

Wiadomo, że w osiemnastym wieku było na tym terenie blisko 30 gospodarstw. Przez kilka wieków do II Wojny Światowej Łemków przybyło, a wieś Świerzowa Ruska około 1945 roku liczyła ponad 450 mieszkańców. Większość z nich wysiedlono w roku 1945, a także dwa lata później w ramach „Akcji Wisła”.

Po dawnej miejscowości zostało kilka kamiennych kapliczek, prawosławne akcenty religijne, cmentarz w środku lasu, a także kawałek dachu z cerkwi, która stała przy miejscu spoczynku. Dzisiaj ustawiono tam makietę oryginalnej budowli, do której przychodzili modlić się tamtejsi mieszkańcy.

Kawałek historii tego miejsca

Ślepy szlak?

Wyszedłem z Magurskiego Parku Narodowego. Minąłem wyciąg narciarski Mareszka i doszedłem do wsi Świątkowa Wielka. Od tego miejsca żółty szlak prowadzi wzdłuż asfaltowej drogi, o której wspominałem na początku tekstu. Trzeba nią przejść kilka kilometrów. Trasą można dojść do szlaku czerwonego na wysokości podejścia pod Kolanin, pamiętacie z początku trasy? 😉

fot. Wyciąg narciarski Mareszka w Świątkowej Wielkiej
fot. Pamiętacie, jak opisywałem stromsze wejście pod Kolanin? Oto ta właśnie góra od dołu, ze Świątkowej Wielkiej
fot. Beskid Niski, niewielki, ale jakże urokliwy

Według map żółty szlak nie łączy się tutaj jednak ze szlakiem czerwonym, lecz w lesie odbija w prawo. Przy małej przydrożnej kapliczce odnalazłem wydeptaną nieco ścieżkę. Niestety bez oznaczenia w tym miejscu. Dało mi to trochę do myślenia, ale zaryzykowałem i wszedłem w las. Rzeczywiście, byłem na szlaku żółtym.

fot. Szlak żółty w Świątkowej

Problem w tym, że po kilkuset metrach, wychodząc z lasu, dociera się do ogromnej polany, a także pól uprawnych, które w dużej mierze ogrodzone są tak zwanymi pastuchami elektrycznymi. Nie żałowałem jednak, że szlak w tym miejscu, w magiczny sposób, po prostu staje się dużą przestrzenią na łące. Widoki były przepiękne. W oddali, wieś Kotań, do której musiałem jakoś zejść. Cóż, wybrałem drogę na przełaj i w końcu dostałem się do asfaltowej dróżki w tej niewielkiej miejscowości.

fot. Na wysokości Kotania szlak żółty doprowadził mnie w takie oto miejsce i… właściwie się stracił jak mawiają na Śląsku 😉 Nie szkodzi, krajobrazy mi to wynagrodziły
fot. Panorama w kierunku doliny Wisłoki, Kotania, Krempnej

W Kotaniu, na wysokości pięknej cerkwi, która dzisiaj posłużyła za kościół katolicki, mogłem kontynuować trasę szlakiem żółtym w kierunku Przełęczy Hałbowskiej. Wymyśliłem jednak, że pójdę asfaltem.

Dotarłem do głównej drogi wojewódzkiej nr 992, prowadzącej od granicy ze Słowacją do Krempnej i dalej na Nowy Żmigród, Jasło. Wzdłuż szosy, przemierzyłem kolejnych kilka kilometrów i znalazłem się w Krempnej. Ten odcinek był trudny, bo przed spiekotą słońca nie chroniły mnie już przyjemne drzewa i chłodny wiaterek w lesie. Sam też byłem mocno zmęczony, przekraczając 30 kilometrów wędrówki.

fot. Łemkowska Cerkiew grecko-katolicka św. Kosmy i Damiana w Kotaniu, z roku 1782. Dzisiaj kościół rzymsko-katolicki, filia parafii z św. Maksymiliana Kolbe z Krempnej.

W Krempnej odpoczynek, dolanie wody do baku, bezalkoholowe zimne piwko i postój na przystanku. Nie, nie wsiadłem w autobus, bo one tam jeżdżą wyjątkowo rzadko. Na nogach, przemierzyłem kolejne 2,2 km pod górkę, serpentynami, docierając do Przełęczy Hałbowskiej i pozostawionego tam samochodu.

fot. W drodze do Krempnej
fot. Spragniony, docieram do Krempnej

Refleksje

Na każdej dłuższej wędrówce staram się na bieżąco składać meldunki ustne. Nagrywam je na dyktafon, niektóre są chaotyczne, na zmęczeniu, ze szlaku. Niektórych nie słychać dobrze. Nigdy ich tutaj nie udostępniałem, ale bardzo dobrze porządkują mi pewne aspekty szlaku, szczegóły, kilometraż, czas, a także przypominają dokładniej emocje, które w danym momencie towarzyszyły. Nie robię materiałów wideo, bo i tak jestem wystarczająco obwieszony. Co za dużo, to niezdrowo, a też wychodzę z założenia, by pozostawiać znaczny rąbek tajemnicy z tych miejsc.

Z trasy po Beskidzie Niskim i Magurskim Parku Narodowym również pojawiło się kilka nagrań na moim dyktafonie. Nie udostępnię ich wszystkich, natomiast wrzucę podsumowanie głosowe, które nagrałem już po przejściu szlaku. Być może od dzisiaj stanie się to jakąś regułą na blogu? Zobaczymy.

Reasumując, poniższy szlak wyniósł 37 kilometrów marszu. Trasa umiarkowanej trudności, a szlak raczej przyjazny, prowadzący głównie lasami. Pokonując go, można wspiąć się na kilka wierzchołków z docelową Magurą Wątkowską. Wiele aspektów historycznych tych rejonów, trochę krajobrazów, bardzo mało ludzi (na palcach dwóch rąk mógłbym policzyć przez cały dzień wędrówki).

Jeśli w wymaganiach nie ma wysokich szczytów, stromych podejść, dużego ruchu pieszego i popularnych miejscowości, Magurski Park Narodowy sprawdzi się idealnie. Do Beskidu Niskiego chętnie wrócę, bo szlaków w nim również jest mnóstwo. Do odwiedzenia między innymi tereny Wysowej Zdrój, Koniecznej, zdobycie Lackowej i Busova, a może także wędrówka na inną Magurę, tę Małostowską. Za dzieciaka jeździłem tam na nartach. Może to czas, by zapuścić się tam pieszo?

Podsumowanie głosowe tuż po przejściu szlaku:

Jeśli macie jakieś pytania odnośnie trasy, zapraszam do kontaktu. Jeśli chcecie zaplanować i wybrać się wspólnie na szlak, również polecam się na przyszłość. Nie zawsze robię tyle kilometrów 😉

Mapa trasy: Przełęcz Hałbowska –> Kolanin –> Pod Ostryszem –> Pod Trzema Kopcami –> Świerzowa –> Magura Wątkowska (829 metrów n.p.m.)–> Przełęcz Majdan –> Świerzowa Ruska –> Świątkowa Wielka –> Kotań –> Krempna –> Przełęcz Hałbowska

Wróć na górę tekstu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *