Cisza i spokój – Łopień na finał wędrówki
„Kiedy dotarłem do przełęczy, apetyt był duży. Zamiast wracać do Tymbarku drogą asfaltową i nizinami, ruszyłem znowu w górę. Dzień był jeszcze stosunkowo krótki, ale czas miałem znakomity” – pisałem ponad pół roku temu, kiedy dzieliłem się z Wami pierwszą historią na tym blogu. Po sześciu miesiącach uznałem, że to dobry moment, by na chwilę wrócić do wycieczki w Beskidzie Wyspowym. Zachęcam i odsyłam do tamtego tekstu o wędrówce na Mogielicę, najwyższą wyspę tamtego regionu. Dziś natomiast zabieram Was na inny, nieco niższy wierzchołek o nazwie Łopień, który jednak wywarł na mnie bardzo specyficzne wrażenie.
Oczywiście, była to wycieczka mroźna i śnieżna, a szlak pokonywałem dokładnie 10 marca. Musicie wiedzieć, że dla kibica londyńskiej Chelsea to dość ważna data – dzień założenia klubu. Oczywiście, pół żartem, pół serio, akurat wtedy miałem wolne, dobrze się zatem złożyło. Wpis o wyjściu na Mogielicę opublikowałem w maju, kiedy już było znacznie cieplej. Dzisiaj, w listopadowe, często kapryśne dni, wracam do tamtej wyprawy. Zwłaszcza, że straszą nas zimą i wkrótce na wycieczki znów trzeba będzie ubierać się nieco cieplej niż zwykle 🙂 Zima jednak ma swoje uroki.
Przełęcz Edwarda Rydza-Śmigłego (696 m n.p.m.) – mniej więcej środek dystansu w linii prostej pomiędzy szczytem Mogielicy a Tymbarkiem. Jak już wiecie ze wstępu, po zejściu z Mogielicy nie chciałem wracać ulicą. Byłem już mocno zmęczony, ale plan był od początku taki, by wrócić na Tymbark przez Łopień.
Ruszyłem w górę. Czasami, oglądając się za siebie, dostrzegałem szczyt Mogielicy i tamtejszą drewnianą, nieczynną wieżę. Swoją drogą, czytałem ostatnio, że Gmina Dobra jest na ukończeniu poszukiwań wykonawcy, który zbuduje nową wieżę, o metalowej konstrukcji, na najwyższym szczycie Beskidu Wyspowego. To doskonała wiadomość. Nie mogę się doczekać. Wracam jednak na szlak. Z Przełęczy Rydza-Śmigłego na Łopień idzie się niecałą godzinę szlakiem zielonym. To raczej łagodna trasa o niewielkim nachyleniu, choć też nie należy się łudzić, że się tam nie spocimy.
Szczyt Łopienia to w zasadzie rozległa polana, która nosi nazwę Jaworze. Nad czym ten zachwyt zatem? – zapytacie pewnie. Całkiem zresztą słusznie. Wielkich i rozległych widoków tam nie ma co oczekiwać, choć jest punkt widokowy. Jest ładnie, trochę widać, ale generalnie znajdujemy się na dużym placu pomiędzy drzewami, na wzniesieniu, które nie przekracza 1000 metrów. Słaba reklama, co? Może i dobrze, by na Łopień nie szło zbyt wiele osób, bo jest tam coś tajemniczego. Ja natomiast wiem, że bardzo chcę tam wrócić. Do tego mała kapliczka, gdzie można też przez chwilę zwrócić się ku górze. Być może po wielu godzinach marszu w śniegu i mroźnych warunkach po prostu spodobała mi się tamtejsza naturalność, cisza i spokój.
Z Łopienia w kierunku Tymbarku drogowskazy i mapy pokazują nam około sześciu kilometrów, a więc niecałe dwie godziny dość spokojnego marszu. Schodząc, w niektórych miejscach zaczynałem tonąć w śniegu. Niby to był już marzec, ale puchu w górach zalegało całkiem sporo. Przez Myconiówkę, aż do Łopienia Środkowego, gdzie znajduje się Chatka Koła Łowieckiego „Hubert”. Zamknięta zimą na cztery spusty, ale mimo to, usiadłem na ogrodzeniu i posiliłem się resztkami tego, co miałem w plecaku. Potem już schodzenie nieco śliskim szlakiem. Pisząc o wędrówce na Mogielicę wspominałem, że raki w wielu miejscach by naprawdę nie zaszkodziły.
Od Myconiówki do Tymbarku schodzi się szlakiem czarnym. Na Myconiówce możemy natomiast odbić w lewo i nadal szlakiem zielonym schodzić w kierunku Dobrej. To nieco krótsza droga. Szlakiem czarnym natomiast dochodzimy najpierw do punktu o nazwie Tymbark Uchacz, a chwilę później już do drogi krajowej nr 28 i dalej w kierunku północnym do Rynku w Tymbarku.
Dlaczego dzielę się z Wami tym fragmentem szlaku? Uważam, że to ciekawa alternatywa na krótką wycieczkę. Oczywiście, będąc w tamtych rejonach, warto zwłaszcza wybrać się na Mogielicę, a najlepiej połączyć jedno z drugim. Sam szlak na Łopień czy przez całe pasmo Łopienia, Łopienia Środkowego i Wschodniego jest jednak warty uwagi. Nie tylko w letnie ciepłe dni, ale także i zimową aurą. Dla mnie ta góra była dokończeniem arcyciekawej trasy tamtego dnia i jego pięknym podsumowaniem. Chyba na koniec znalazłem też właściwe słowo, które oddaje klimat Polany na Łopieniu – prostota.